Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już nigdy raków o byle co nie piecze!... — I oto, jak na złość, na samo wspomnienie tych czasów, rumieniec gorący i tak już rozpaloną twarzyczkę okrasił.
Stefan, który siedział naprzeciwko, zrobił ruch charakterystyczny, niby talerz na owe raczki świeżo upieczone podsuwając.
Stasia na seryo się oburzyła tym razem: Takie niewczesne żarty! i to w dodatku przy obcych ludziach!... Szalone pomysły ma pan Stefan! — I gniew swój zamanifestowała w ten sposób, że kompot dwa razy podsuwała Brzezikowi, na Stefana nie rzuciwszy nawet ani jednego spojrzenia.
Edward był to melancholijny brunet o oliwkowej cerze; w czarnych powłóczystych oczach migały chwilami rubinowe połyski. Głos miał dźwięczny, lecz cichy, jakby mu tchu w piersi brakło; często zapadał w głęboką zadumę, zda się myślą dalekim był od całego otoczenia.
Zosia obrzuciła go ciekawem spojrzeniem, Stefana powitała jak dawnego znajomego, co dało powód do ogólnej rozmowy, gdyż mieli wspólne wspomnienia, które od razu stanęły żywo w pamięci.
— Jakże teraz z tą łódką? Pamięta pan naszą wyprawę po lilie wodne? — zagadnęła Zosia filuternie.
Pensyonarką jeszcze była wówczas, jego zaś serce pod gimnazyalnym biło mundurem; domy-