Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zmęczenia i chaosu dni ostatnich, i tych kilkunastu godzin, spędzonych w wagonie.
Bawiło ją wszystko, dziwiło i onieśmielało zarazem. Brzmiał jej ciągle w uszach przesadny trochę, lecz nadzwyczaj potoczysty styl mowy pani Skalskiej, dla której zmiana miejsca była wprost nieodzownie do życia potrzebna. Wyglądała elegancko w szarym podróżnym kostiumie, jakby o lat kilka odmłodzona; trzpiotała się w ciągu podróży tak, że na pierwszy rzut oka możnaby ją za starszą siostrę Zofii raczej, niż za matkę poczytać.
W ciągłym była ruchu: to spoglądając w okno, zachwycała się jakimś pięknym widokiem, to znów wydobywała z koszyka coraz nowe przysmaki, których zapas spory miały z sobą, lub dla rozmaitości przepakowywała na nowo drobne paczki, paczuszki, pudła kartonowe i tualetowe przybory, pudrując przytem co chwila twarz pulchną jeszcze i świeżą, podwójnym zakończoną podbródkiem.
Od pewnego czasu zaczęła rzucać ciekawe spojrzenia w stronę sąsiednego przedziału, w którym się rozlokował bardzo sympatycznej a zarazem dystyngowanej powierzchowności młody blondyn.
Przezorna mama bystrym wzrokiem objęła od razu całość i szczegóły, a mianowicie zauważyła, że elegancki tłómoczek podróżny tego pana nosił na sobie stemple Paryża i Rzymu; na-