Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ela przypominała sobie w tej chwili te ich szeroko otwarte oczęta i tulące się do niej z ufnością dwie główki płowe — i nagle ogarnęła ją wielka tkliwość.
— A swoją drogą jaka ja jestem wielka egoistka! — zakonkludowała, powracając znów do zwykłego optymistycznego nastroju. — Myślę o sobie, jak gdybym doprawdy była osią, około której świat się obracać powinien... Cieszę się, że opuszczam ten kąt, deskami zabity od świata, ale mi w gruncie ogromnie będzie żal tatusia i stryja, nawet gderliwej Maryanny, i mego pokoiku i wyhodowanej przeze mnie rezedy, która już przekwitnie, zanim powrócę, i tych moich miłych, zamorusanych dzieciaków, które się zmartwią biedactwa, gdy im powiedzą, że nie mają po co przychodzić, bo panienka wyjechała.
Tak rozmyślała Eliza, leżąc na swem białem posłaniu, a serce jej biło szybko pod natłokiem sprzecznych myśli i wrażeń.
Zasypiała już, gdy ją doszedł jeszcze basowy głos Hejnałowicza, zapowiadający wielkiego szlema.


∗                    ∗

Za parę godzin miano już stanąć w Szumlance.
Eliza wydawała się ogłuszoną gwarem kolejowym, czuła dotąd zamęt w głowie z powodu