Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Głupota ludzka nigdy łatwiej się nie demaskuje, jak wówczas, gdy w zakres twórczości wkracza. Są ludzie, którzy przez całe życie uchodzą za przeciętnie intelligentnych dlatego, iż mają tyle taktu, że swego nieuctwa nie produkują.
Poczciwy Wicuś, dopóki miał do czynienia z cyframi i buchalteryą, uchodził nawet za zdolnego w swym zakresie urzędnika; szczęściem dla niego nikt jeszcze z kolegów nie wiedział, iż opętała go erotyczno-pisarska mania.
Eliza schowała do kieszeni drogocenny autograf wschodzącej gwiazdy literackiej; jeszcze filuterny uśmiech po ustach jej się przewijał, gdy stała zakłopotana trochę, starając się w myśli sformułować jakąś stanowczą odpowiedź wobec tak gorąco wypowiedzianych afektów Turczyńskiego.
— Anim ja twoja, aniś ty mój!... dzięki Bogu! — szepnęła wesoło.
Szła właśnie, namyślając się, w jaki sposób dać grzeczną odprawę natrętowi, który więcej ją właściwie śmieszył, niż gniewał, ale usłyszawszy jej kroki, Turczyński wszedł do jadalni i zastąpił jej drogę. Łokcie zawsze trzymał rozsunięte szeroko, co go robiło podobnym do ptaka, zrywającego się do lotu.
— Cóż pani mi odpowie? — zapytał, pochylając się ku niej. — Niechże przed odjazdem pani mam jakąś pewność przynajmniej....