Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ment — odparł, śmiejąc się nagle, jak gdyby mu się udało coś bardzo dowcipnego powiedzieć. — Flet psuje fołmę ust, płoszę pani! Więc zacząwem tełaz uczyć się głać na cytrze! Wziąem już trzy lekcye.
— Gdy powrócę, to mi ją pan przyniesie, bo nigdy jeszcze nie widziałam cytry — rzekła Eliza.
— Lepiejby bywo, żeby pani wcale nie odjeżdżawa! — rzekł melancholijnie Turczyński. I czując widocznie nagły przypływ natchnienia, wziął ołówek i jął szybko kreślić nim na papierze.
Po chwili zapisaną ćwiartkę podał Elizie, sam zaś, jakby nie chcąc być świadkiem wrażenia, jakie sprawi na niej czytanie owego utworu, wstał, przeszedł się po pokoju, i zapaliwszy papierosa, do grających się zbliżył.
Eliza tymczasem czytała:

Gdy burza grzmi,
Ja mówię ci:
Ja kocham Cię,
Ty kochaj mnie!...

Ty pogoda — a ja burza,
Ty fijołek, a ja róża.
Jako gwiazdy na błękicie
Pędzić będziem miłe życie —
Obcym będzie niepokój,
Boś Ty moja, a jam Twój!!!

Eliza wybiegła do swego pokoju, aby się módz wyśmiać dowoli, gdyż po prostu śmiech ją dławił.