Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie sądziłam, że chwilowe rozstanie się z Elą tak przykrem wyda się panu, a cieszyłam się niezmiernie tą myślą, że razem spędzimy wakacye i że Elci tak dobrze będzie u cioci, jak w najbliższej rodzinie. Ale ponieważ pan sobie tego nie życzy...
— Ja nic jeszcze stanowczo nie mówię — odrzekł, już trochę zaczynając się godzić z niespodziewanym dla siebie projektem, Horoszkiewicz. — Pomyślę jeszcze o tem. No, rozpogódźże się, Elizo! możnaby pomyśleć, że jestem jakimś tyranem dla swego dziecka. Zapewne — mówił, jakby odpowiadając własnym myślom, — więzić ją przy sobie nie mam prawa; niech trochę pobuja po świecie, a potem albo zatęskni za nami, albo...
— Naturalnie, że tęsknić będę, tatusiu! — zawołała Ela, tuląc się do ojca z pieszczotą — nigdy jeszcze więcej niż na kilka godzin nie rozstawałam się z domem rodzinnym.
— Będziesz pisała często, będziemy pisywały obie, jeśli pan pozwoli — dodała Zosia pośpiesznie, ogromnie rada, że się Horoszkiewicz widocznie do jej życzeń skłaniać zaczyna. — Dwa miesiące miną jak jedna chwila i przywieziemy panu Elcię zdrową, wesołą...
— I rozbawioną, niech pani doda — dorzucił Horoszkiewicz, chodząc szerokimi krokami po pokoju. — A potem jej się wszystko w domu nie podoba... zechce, aby tu jej tak było, jak wśród