Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc zgadza się pan, panie Horoszkiewicz?... Czy możemy liczyć na to, iż swego pozwolenia pan nie odmówi?...
Ale Horoszkiewicz spochmurniał jeszcze więcej. Z zasady, jak w ogóle starsi ludzie, zmian nie lubił. Hardym też był niezmiernie, powtarzał nieraz, że nie mając możności równą gościnnością odpłacić, nie powinno się z grzeczności ludzkiej korzystać.
— Eliza wie, co myślę o takich wycieczkach — rzekł chłodno; — jabym tam nigdy w życiu nie narzucał się obcym, ale Ela jest w tym wieku, że powinna sama wiedzieć, jak postąpić. Jeśli panie zdecydowały, że jej zdrowie tego wymaga, no, to trudno!... Nie można przypuszczać, bym źle swemu dziecku życzył! Mógłbym wprawdzie dla nas wszystkich letnie mieszkanie wyszukać, chociaż znów Ela, dzięki Bogu, jakoś mi wcale na chorą nie wygląda... Ale jeśli tak bardzo chce się tobie nowych ludzi i nowy kawał świata zobaczyć...
— Tatusiu! — przerwała Ela, do której wprost skierowane były ostatnie wyrazy — nie pojadę, za nic w świecie nie pojadę!... Mówiłam właśnie Zosi, że nie mogę pozostawić domu na opiece Maryanny, która sama opieki potrzebuje. Tak, Zosieńko, to jest zupełnie niemożebne!
Zofia z minką zafrasowaną stała teraz jak winowajczyni.
— Proszę pana — rzekła z żalem w głosie, —