Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ela wstrząsnęła smutnie głową.
— Zdaje mi się — rzekła, — że pod tym względem łudzić się niepodobna. Tyle lat minęło, a stan się jego nie zmienia. Jak to boleśnie pomyśleć, że właśnie taki człowiek, jak on, który przeszedł dwa fakultety, wykształcony, energiczny, zawsze czynny dawniej, przytem gorący entuzyasta, dziś bezradny zupełnie i potrzebuje opieki, jak małe dziecko. Mnie niby darzy największem przywiązaniem, najlepiej umiem dogodzić, bywają bowiem chwile, że jest mocno rozdrażnionym.
— Czy on tu nie wejdzie? — zapytała Zosia trochę trwożliwie — bo... bo daruj, moja złota, ale ja się tak boję szalenie!... Nigdy nie widziałam obłąkanych.
— Stryj Hilary jest tak cichy i spokojny, że gdybyś nie była uprzedzoną o jego nieszczęściu, nie domyśliłabyś się, iż jest cierpiący. Ten stan apatyi jest podobno najgroźniejszy; furyatów bez porównania łatwiej można wyleczyć.
— Biedny! biedny! — mówiła Zofia szeptem prawie, choć nikt ich nie mógł tutaj podsłuchać. — Mój Boże!... Więc on tak bardzo kochał swoją narzeczoną?... Mówiłaś mi kiedyś, że jej śmierć o utratę zmysłów go przyprawiła!... Chciałabym go widzieć i wyznaję, że drżę na samą myśl o tem!...
Ela zaczęła tłómaczyć, że płonnemi są jej obawy, gdy przez drzwi wpółotwarte Maryan-