Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zosię, wydawał się Eli równie ponętnym, ale zarazem nie tak łatwym do wykonania.
— Ależ... moja Zochno! — mówiła trochę zakłopotana. — Rozważ tylko, czy podobna jechać mi do obcego domu? Gdyby do was, to co innego, tatuśby mi z pewnością pozwolił, ale tak daleko!... Nie! nie! Przeczuwam, że się nie uda! — dodała, potrząsając głową.
— Żadnych ale. Żadnych protestów, bardzo proszę! Wszystko się ułoży jak najlepiej. Nie znasz jeszcze cioci Zuzi; powiadam ci, jest to najlepsza pod słońcem ciotunia, kocha mnie ogromnie. W raju nam lepiej być nie może, jak w tej kochanej Szumlance!... Miejscowość prześliczna, las, staw olbrzymi, będziemy pływały łodzią, jeździły konno; zobaczysz, co to za rozkosz! już ja cię we trzy dni nauczę!... Ciocia zaprasza nas gorąco w każdym liście; przygotowania wielkie robią na nasze przyjęcie. Napisałam do cioci, że przyjedzie z nami ósmy cud świata, to znaczy ty, Eluś. A na to ciocia Zuzia mi pisze... Ale masz zresztą, czytaj sama, list umyślnie wzięłam z sobą.
I to mówiąc, podała Eli drżącą ręką kreśloną ćwiartkę papieru, — czytały razem, a Zosia palcem wiodła jednocześnie pod wierszem każdym, jakby go dobitniej podkreślić chciała.

„Wszystko, co mi piszesz o swej przyjaciółce Elizie — brzmiał ustęp listu, — jest najzupełniej zbytecznem, dość mi bowiem wiedzieć