Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dniczka obiecuje sobie niezwykle wielkie ciągnąć korzyści.
— Bo trzeba było, kochaneczko, dopomódz trochę młodym — mówiła ciocia Zuzia, która zawsze jakby tłómaczyła się ze swych dobrych uczynków, przechodzących często miarę szczupłych jej dochodów. — A harde to! — mówiła. — Z początku nie chcieli nic przyjąć ode mnie, licząc tylko na siebie. Ale czy to ja nie wiem, jakie to są studenckie dostatki? Może ha? Może co? Może wody? Może siedzieć?... — śmiała się staruszka — tak się podobno gości u studentów przyjmuje. A dla Stasi matczysko stare uciułało jakieś trzysta rubli! Cóż to, moje dziecko, trzysta rubli w Warszawie?... Dorożkarski posag! A przecież Stasia to chrzestna moja córka i daleka powinowata. Już ja im sama mieszkanko urządzę i wszystko, co będzie potrzeba, zakupię, a za to, jak się kiedy na jaki tydzień do Warszawy wybiorę, to mnie te dzieciaki przytulą u siebie.
Eliza słuchała z rozczuleniem zwierzeń staruszki i pomyślała, że jednak jakoś innym życie szczęśliwie się składa, tylko jej dola szara i mroczna, i nic się w niej zmienić nie może.
Ale wkrótce wyrzucała sobie gorzko te myśli, gdy spadł na nią cios straszny, niespodziewany.
Horoszkiewicza przywieziono z biura nieprzytomnym prawie. Nowy atak nie pozosta-