Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odjechał. Eliza nie płakała. Oczy miała suche, rozpłomienione, jak w gorączce.
Doktor Razowicz, który przyszedł nazajutrz, przeraził się jej widokiem.
— Tegoby brakło, żeby się i pani rozchorowała! — zawołał. — Czy nie dość Tadeusz napędził strachu?...
Ale Ela nie zachorowała, tylko z dniem każdym większy ogarniał ją smutek. Wyjazd Bolesława pozostawił pustkę niczem niezastąpioną. Wszystko Eli co chwila mówiło o nim: książka, miejsce przy stole, jakieś drobne, nic nieznaczące szczegóły, nożyk do rozcinania kartek, na którym wyrył jej imię...
Starała się być cały dzień zajętą, aby wprost czasu nie mieć na myślenie.
Czytała zwykle parę godzin głośno Tadeuszowi książki, przeważnie treści naukowej, potem zajmowała się uczeniem małej gromadki; ale nie bawiła się już, jak dawniej, wesoło, swobodnie z niemi, spełniała przyjęte obowiązki automatycznie, bez pierwotnego zapału.
Czasem rozmawiała z Tadeuszem o powrocie ich do domu, co za kilka miesięcy miało nastąpić.
W gruncie rzeczy nic absolutnie nie zajmowało jej w danej chwili. Gdy się zabierała do jakiej pracy, potrzebowała pewnego wysiłku woli, by myśli rozproszone skupić.
Przeszło tak parę tygodni.