Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łzy stanęły w oczach. Pod ogarniającem go wrażeniem tkliwości napisał list długi, serdeczny, jakiego jeszcze nigdy Horoszkiewicz od syna nie otrzymał.
Tadeusz dziękował, że Elę do pozostania dłużej skłania. Opisywał, jak dobrze mu teraz, od kiedy ona jest przy nim.
Horoszkiewicz, otrzymawszy list, był tak wzruszony, z taką dumą i z takim rozjaśnionym wzrokiem powtarzał każdemu: „Mam list od syna!... — że brzmiało to właściwie tak, jakby mówił: „Odzyskałem syna!...“ — i rad był, aby cały świat jego radość dzielił.
Właśnie mu się jakoś Wicuś Turczyński nawinął — porwał go za rękę, i potrząsając mocno, nie wiem już który raz z rzędu, powtórzył przepełniającą go radością nowinę.
— Tadek pisaw i zdłów jest? A to dobrze! to bardzo dobrze! — powtarzał Turczyński, szeroko usta otwierając do uśmiechu. — A kiedyż panna Eliza powróci?...
— Nieprędko, nieprędko jeszcze — odparł Horoszkiewicz, smutnie potrząsając głową.
Ale Turczyński od czasu, gdy spadek otrzymał, zmienił się ogromnie. Uczucie dla Elizy ostygło o tyle, że mógł sobie jasno wyobrazić, iż bez niej żyć potrafi, nawet zaczynał robić pewne plany na przyszłość, z których już imię Eli zostało wykreślone.
Jak słonecznik do słońca, tak on musiał ko-