Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie! Źle mi bez was staremu, ale cóż robić? wola Boska!“
Horoszkiewicz w gruncie rzeczy kochał syna nad życie. Z jego jednak filisterskiego punktu widzenia wstyd mu przynosił. Wolałby go widzieć skromnym urzędnikiem, ową bezmyślną biurową karyatydą, dźwigającą wiecznie na swych barkach ciężar przechodzący siły.
Od kiedy się dowiedział, że Tadeusz pracuje na chleb i pobiera u rejenta dość dobre wynagrodzenie, w przekonaniu ojca urósł niezmiernie.
Horoszkiewicz był jednym z tych ludzi, dla których subtelne analizy nie istnieją. W ciasnym kręgu swych myśli był nawet logicznym, ale zato wszystko, co przechodziło granice owego kręgu, a czego nie pojmował, potępiał arbitralnie.
W pojęciach ojca i syna coraz mniej było stycznych punktów; drogi ich myśli szły w zupełnie przeciwnych kierunkach; był czas nawet, kiedy stosunki zdawały się być stanowczo zerwane.
Ela stanowiła niezmienny łącznik między nimi. Łagodnie lecz stanowczo stawała zawsze w obronie brata. Teraz zaś, będąc przy nim, mówiła często o domu rodzinnym, o ojcu, obudzając w jego sercu ową tkliwą strunę, jakby zanikłą chwilowo czy zesztywniałą.
I stała się teraz rzecz dziwna:
Tadeuszowi, któremu Eliza czytała list ojca,