Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nym przebiegu choroby. Od razu skonstatowano tyfus. Zapisujemy stopnie temperatury i lekarz z obecnego stanu chorego wydaje się być zupełnie zadowolony.
— Dziękuję, dziękuję!... — szeptała Eliza, a rumieniec wzruszenia twarz jej okrasił.
Wzbudzająca zaufanie postać Bolesława wydawała się jej w tej chwili uosobieniem jakiegoś dobrego ducha opiekuńczego, czuwającego nad jej bratem. Miała poryw nagły przyciśnięcia się do jego piersi szerokiej i wypłakania na niej łez, cisnących się gwałtownie pod powieki.
Wilgotne jej oczy spoczęły na nim z wdzięcznością i tkliwością zarazem; a może myśl owa z jej mózgu magnetycznym prądem go przenikła, uczuł bowiem jakąś błogość w duszy i dawno nieznane ciepło. Ela naraz wydała mu się bardzo blizką i drogą, choć przedtem niewyraźne zaledwie miał pojęcie o jej istnieniu, a jego trzeźwy umysł nie kusił się nawet nigdy o odtworzenie w swej wyobraźni, jak wyglądać mogła siostra jego najlepszego przyjaciela.
— Niby promień słońca wpadł do naszego cichego ustronia! — pomyślał Bolesław i miał ochotę powiedzieć jej to samo, lecz wstrzymała go obawa, że ten szczery okrzyk wydałby się jej niewłaściwym w obecnej chwili.
Zamilkł więc, a tymczasem dobra starowina przysunęła już filiżankę herbaty, chcąc gwałtownie zmusić Elizę, aby się posiliła.