Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wioski zupełnie inne, niż te, które widzieć przywykła. Od czasu do czasu przelatywał pociąg hałaśliwie przesz most żelazny, którego kraty migały jak sieć olbrzymia; wszystko to razem sprawiało dziwny zamęt w jej myślach.
Nakoniec, po czterech dniach, podróżując dniem i nocą, stanęła u celu.
Kazała się wieźć wprost pod adresem, który tylokrotnie pisała na kopercie listu, nie przypuszczając, że kiedykolwiek będzie się sama nim w swej wędrówce kierowała.
Wieczór był chłodny, śnieg przelatywał w powietrzu, tak, że nim stanęła przed małym domkiem, na ustronnej uliczce położonym, osypana już była cała warstwą śniegu.
Domek drewniany, jednopiętrowy, z facyatką, na jaskrawy żółto-czerwony kolor malowany, niczem się nie różnił od całego szeregu podobnych mu zupełnie budynków, stojących po obu stronach zarośniętej trawą uliczki. Kilka brzóz o zżółkłych liściach kołysało się smętnie, stanowiąc coś w rodzaju małego ogródka; domy wszystkie okolone były dość wysokim parkanem, również na żółto malowanym; a ta gama żółtych tonów na tle ołowianemi chmurami zasnutego nieba uderzała jakąś monotonnością ponurą.
Eliza jednym skokiem przebyła kilka schodków, prowadzących na ganek, i pociągnęła niecierpliwie żelazny, pogięty mocno drut dzwonka.
Nie otworzono jej natychmiast, więc tymcza-