Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co mówię!... Chaos mam w duszy... stoję na rozdrożu... Ale ja o pani zawsze myśleć będę, jak o czemś bardzo jasnem i świętem.
Chciał rzucić jeszcze jakieś słowo — wtem dzwonek zabrzmiał po raz trzeci, konduktor hałaśliwie zamykał wagony; pasażerowie cisnęli się do okien, — powstał zamęt, gwar zmieszanych głosów, w których Eliza, ogłuszona, znużona, nic już rozpoznać nie mogła. Zasunęła się w kąt kanapy, i chusteczką zakrywszy oczy, gorzko płakała.


∗                    ∗

I nagle wszystko się zmieniło w jej życiu! Okolice, ludzie, nawet nastrój wewnętrzny Eli był zupełnie odmienny; im dalej posuwał się długi, wężowaty szereg wagonów, tem więcej nikły w pamięci świeże jeszcze wrażenia pobytu w Szumlance, myślą wyprzedzała już wiozący ją pociąg; była tam, przy nim, przy Tadeuszu, którego wyobrażała sobie leżącego samotnie, bez opieki, w malignie!...
Im bliżej był kres podróży, tem większy przypływ tkliwości czuła w piersi dla brata. Zdawało jej się, że ta podróż nigdy się nie skończy. Patrzyła z roztargnieniem w okna wagonu; krajobrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie, niejednokrotnie przykuwając do siebie oko smętną pięknością przyrody.
Niebotyczne lasy, olbrzymie zielone równiny,