Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzieńca, a myśli jej, rozkołysane dźwiękiem muzyki i poezyi, biegły jakimś świetlanym szlakiem, stadu spłoszonych gołębi podobne. Czuła się obcą w tem licznem kole nowych znajomych, gdzie każdy miał kogoś blizkiego sobie, gdzie, zda się, teraz unosiły się w powietrzu jakieś drażniące atomy miłosnych rojeń z jednej i drobiazgowych, pustych, banalnych pretensyi z drugiej strony. Ją tylko jedną nic to wszystko nie obchodzi, nie wiąże żadna nić serdeczna. Pomyślała jeszcze, że gdyby jej tu nie było w tej chwili, niktby braku tego nie uczuł nawet.
Między nią a Edwardem zapanował chłód niewytłómaczony; unikał jej, jakby się wstydził uczuć, jakie teraz wkradły się do jego serca.
Hr. Michał nie obchodził ją wcale. Drażniły ją jego uprzejme słówka i zalecanki. Czuła się samotną, ogromnie samotną, i to uczucie przygniatało jej pierś i w młodą duszę sączyło jad smutku i zwątpienia.
I wiecznież, wiecznie będzie to samo?
— Mam, widać, jakąś nienormalną duszę! — mówiło sobie biedactwo. — Tam, w domu, rwałam się w świat, do innych ludzi! Przygniatała mnie małomiasteczkowa atmosfera; tu znowu mi źle... tęsknota jakaś ogarnia... brak oparcia... czy ja wiem, co się ze mną dzieje?... Po prostu zanadto próżniacze prowadzę życie. Trzeba wracać do domu i w cichym, skromnym zakresie obowiązków, jakie Opatrzność mi nakreśliła, sta-