Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

puka do człowieka“ robił na nim zawsze ogromnie silne wrażenie. Mena widziała, jak twarz mu się zmieniła, jak rozpłomieniony ekstazą wpił w nią swe czarne oczy, jakby tamując oddech, by chłonąć całą duszą te fale dźwięków, które z pod jej palców płynęły.
I ją ogarnęło uczucie dziwne; suggestyonował ją swą egzaltacyą; czuła, że gra dziś inaczej, że gra nie dla całego audytoryum, które uchem, a nie duszą ją słucha; nie dla tych, którzy, udając zainteresowanie się, cichaczem na zegarek spoglądają, lub roztargnionym wzrokiem wodzą dokoła, jakby szukając machinalnie pewnych haczyków, o które swą senną uwagę zaczepićby mogli.
Grała dla Edwarda, którego nerwy zdawały się być naprężone, jak mocno naciągnięte struny!...
— „Tak przeznaczenie puka do człowieka“ — powtarzał sobie w duszy. — Przeznaczenie, straszne słowo!... Widmo czasem błogosławione, a częściej złowieszcze!... Zapukało teraz do zamkniętych wrót mego serca. Cóż mi niesie?... Rozkosz, czy łzy?
Mena grać przestała; powstał gwar uznania dokoła. Edward nie słyszał nic. Wyobraźnia na skrzydłach swych niosła go w świat natchnień i czarów; był dalekim od wszystkich, którzy go otaczali; ich głosy wydawały mu się