Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A ją bawiło niezmiernie, że on jakby na rękę ją wyzywa, chcąc zmierzyć swą siłę.
— U nóg moich uklęknąć musi!... Zobaczymy, kto się zaśmieje ostatni! Dla ludzi zagramy „Czyją winę?...“ dla siebie zaimprowizujemy: „Kto zwycięży!“ — mówiła sobie w duchu piękna Mena Wodzianiecka.
Była to owa wieczna gra w kotka i myszkę, która dla światowej kobiety w cel życia się zamienia.
Po kolacyi, jak zwykle, uproszono Zofię, aby coś zagrała. Po niej miała grać pani Mena.
Edward ciekawym był jej interpretacyi Beethowena i rozłożył na pulpicie „Symfonię życia,“ w której specyalnie był rozmiłowany. W nastroju, w jakim się znajdował, najwięcej mu Beethowen przypadał do gustu; i chociaż Mena zapewniała, iż nie jest dziś w usposobieniu do poważnej muzyki, w końcu uledz musiała.
Edward usiadł obok niej i słuchał w skupieniu.
Mena grała o wiele lepiej od panny Skalskiej; Edward cały w słuch się zamienił, porwany był wirem tonów, w których z taką niezrównaną plastyką odtworzył mistrz subtelną psychologię walk duszy. Chwilami smutek graniczący z bólem, to znów mistyczne słodkie omdlenie... i szał, i rozpacz i... wniebowzięcie!... Ten idealnie prosty motyw: „Tak przeznaczenie