Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wprawiało w zachwyt niezmierny. Klaskała w rączki, lub z buzią otwartą, wpatrzona w wujka, śledziła ruch każdy ze skupieniem.
Januszek był o lat trzy starszym, więc traktując zachwyty siostrzyczki per nogam, dopraszał się natarczywie, aby mu wujek choć na chwilę pędzel dał do ręki. I nie czekając przyzwolenia, chwytał ukradkiem w świeżej farbie umaczane pędzle, szkicując na ścianie, na podłodze, na oknie, gdzie się dało, przeróżne potwory, mające wyobrażać lwy, pantery, wieloryby, najczęściej zaś „mademoiselle,“ której brwi podniesione, kościste i nieskończenie długie ręce, oraz nos śpiczasty jak szydło, nadawały się wielce do karykatury.
Mademoiselle nie wchodziła za dziećmi do pracowni, gdyż hr. Michał zwykł był tużurek zdejmować przy pracy; uważała więc nawet za rzecz wysoce niemoralną, iż przy Milusi w takim stroju ukazywać się ośmiela.
Pani Mena nie rozmawiała już od pewnego czasu z „Francuzicą nawiedzoną,“ jak ją usługa w domu nazywała.
Mademoiselle Julie uważała za osobistą obrazę, gdy się kto w jej obecności po polsku mówić ośmielał. Powiedziała bez ogródki, że jest to wstrętny dla niej język, którego nie tylko nauczyć się nie pragnie, ale po prostu obawia się, aby mimowolnie niektóre z tych obcych dźwięków do pamięci jej nie przylgnęły.