Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Miała przytem dwa tematy rozmowy, których, zdawało się, do końca życia wyczerpać nie byłaby w stanie. A mianowicie: o sposobach leczenia kataru żołądka, który ją trapił, i o węgierskiej hrabiowskiej czy książęcej rodzinie, w której przebywała lat parę.
Zresztą horyzont myśli mademoiselle był równie wązki prawie, jak wązkiemi były jej usta, na których uśmiech zatrzymywał się bardzo rzadko i na krótką chyba chwilę, jakby przez pomyłkę, a czując się intruzem, znikał natychmiast bez śladu.
Bebusie nie lubiły swojej mademoiselle, która zawsze miała tylko nagany i przestrogi w pogotowiu, a nigdy ciepłego, dobrego słówka. A przytem szpetność jej raziła szczególniej Januszka, który estetą był już od urodzenia i piękno instynktownie oceniał.
— Czy wujcio miał także swoją mademoiselle, jak był mały? — zapytał raz nagle Januszek, wymalowawszy już nie tylko całą ramę u okna, ale w niemożliwy sposób tatuując cynobrem swoje ręce.
— Nie, mój kochany, ale miałem za to sir Johna. To też był dobry numer!... — odparł hr. Michał jakby do siebie.
— A jaki to był numer, wujku? — pytał ciekawie Januszek, ręce w tył założywszy, z minką wielce rezolutną.