Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z nim szczęśliwą? Czy dam mu szczęście?“ Bóg wie co!... Jak się dwoje młodych pobierze, to im zawsze dobrze będzie! A może ty kochasz już kogo Elo?... Hę?... to mów!... niech raz się dowiem, co się w twem sercu dzieje!
Stanął przed nią z rękami w kieszeniach, z niespokojnym wyrazem twarzy, snać to przypuszczenie po raz pierwszy na myśl mu przyszło.
Eliza podniosła nań swe duże, jasne, zdziwione trochę oczy i uśmiechnęła się tak pogodnie, że wszelkie jego obawy pierzchły bez śladu.
— Zdaje mi się, że tatuś zna wszystkich tych, których i ja znam także! — zawołała wesoło. — Więc chyba, mój tatusiu, który z twych partnerów do winta, którzy bywają u nas w soboty?...
Kąciki ust jej zadrgały, z dziecinną pustotą rzuciła się nagle ojcu na szyję, wybuchając śmiechem.
— Tak, tatusiu!... kocham szalenie, gwałtownie, całą duszą pana Hejnałowicza!... On gra w karty z tobą, a ja patrzę w niego jak w tęczę: Gdyby nie on... kto wie, może Turczyński, może inny... ale łysina Hejnałowicza zasłania mi dziś świat cały! Tak, kocham go, ojcze! — zawołała patetycznie — zbudziło się serce, a zbudził je on!... pan Hej-na-ło-wicz — wymawiała z przyciskiem każdą sylabę, jakby tem dodając powagi swym słowom.