Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem, naśladując głos córki. — Ale, moje dziecko, w takich razach lakonizm nic nie wart, tu trzeba jasno postawić kwestyę: co? jak? dlaczego?... Czy ty myślisz może, że ja mam kapitały w banku? Nikt lepiej od ciebie nie może wiedzieć, ile mnie już Tadeusz zdrowia i pieniędzy kosztuje!... Ten nicpoń myśli świat reformować, zamiast się uczyć jak inni... fiu fiu w głowie; a ty znów uroiłaś sobie może, żeś piękna jak królewna z bajki?... Że z tego powodu możesz przebierać, a tymczasem porządnego, zacnego chłopca trzymać w odwodzie! Co? Może nie?... Ale taktyka to niemądra i nieuczciwa! Wincenty Turczyński jest skończenie porządny chłopak, kocha cię, a przecie sama zauważyłaś, że go stara Kożuchowska do swej Maryńci zwerbować pragnie, jakie pani Starska robi mu awanse, panny wszystkie spoglądają nań mile, tylko ty jedna nie i nie!... I co ty mu masz do zarzucenia?
— Nie kocham go, tatusiu! — odparła młoda dziewczyna, podnosząc głowę i trochę lekceważąco wydymając usta. — Tysiące przyczyn, a ta najpierwsza — dodała wesoło.
— Kocham! nie kocham!... — przedrzeźniał stary, niecierpliwie kręcąc wąsa. — A ja ci powiadam, że to wszystko jest głupstwo! Dawniej panny były takie kochliwe, że tylko strzedz było trzeba, aby do pierwszego lepszego nie lgnęły, a dziś każda analizuje, rozważa: „Czy będę