Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rysy jej klasycznymi nie były, ani też niczem wybitnem na pozór nie odznaczała się jej postać, — owal jednak kształtnej twarzy, zgrabna i wiotka kibić i spojrzenie sympatycznych, szarych, w ciemną oprawę ujętych oczu czyniło ją uroczą.
Oparła głowę o ramę okna, słońce muskało jej rozwiane nad czołem ciemno-kasztanowate włosy, nadając im złotawe połyski, a drobne uszko od strony okna przybrało w świetle odcień purpurowy.
Pewne podobieństwo rysów, szczególniej czoła i oczu, pozwalało się domyślać, iż to istoty bardzo sobie blizkie, tylko jemu troski życia wyżłobiły brózdy na czole, które u niej było tak jasnem i pogodnem, jak gdyby cień smutku nigdy na niem nie postał.
Kasztanowate brewki, zakreślone w śmiałe łuki, odziedziczyła też widocznie po ojcu, oczy jej się śmiały, chociaż niby zdawała się seryo zupełnie słuchać tego, co mówił; w jego niespokojnym wzroku widać było wewnętrzne, hamowane pozornie wzburzenie.
— Powiedzże ostatecznie, Elo — rzekł nagle, zatrzymując się przed nią, — idziesz za Turczyńskiego, czy nie?...
— Nie, tatusiu — odparła spokojnym, lecz stanowczym tonem.
— Bagatela!... Krótko i węzłowato! „Nieee!“ i basta!... — To „nie“ starał się wymówić dyszkan-