Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

obrazić sobie nie może, co to za rozkosz czuć, że są jednak dobre serca kobiece!
— Czyż pan wątpił o tem? — rzekła słodko, uśmiechając się przez łzy.
— Nie szukałem nigdy — rzekł poważnie, — nie szukałem, bom się bał rozczarowania.
— A jednak Pismo mówi: „Szukajcie, a znajdziecie...“ — odparła tym samym tonem.
— Pismo mówi jedno, a świat się inną toczy koleją. Nie wszyscy, którzy szukają, znajdują; nie wszystkim, którzy pukają, bywa otworzonem!...
— Bo większość może idzie na oślep i szuka po omacku, bez głębokiego przeświadczenia, bez wiary, że to, czego szukają, istnieje — szepnęła Ela w zamyśleniu.
— O! tak! — zawołał Edward — wiara, to olbrzymia, po prostu nieobliczona siła. Ale skąd ją wziąć, jeśli się nie ma tego w duszy?... Ja chwilami nie wierzę na przykład nie tylko w osobiste szczęście, ale nawet w możebność jego istnienia. To taka sama dobra bajka, jak inne.
— Może i bajka — szepnęła Ela z westchnieniem, — ale jeśli bajka, to taka piękna, świetlana, że lepiej w nią wierzyć; lepiej się łudzić, aniżeli iść w świat szeroki bez okruszyny nadziei w sercu, bez tej myśli, że się potrafi uszczęśliwiać innych i swego szczęścia cząstkę kiedyś odnaleźć.
A Edward patrzył w jej twarz rozjaśnioną