Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na, lekkomyślna; znienawidzony przez nią, a krnąbrny i ponury dzieciak, zawadzał w domu; trzy razy próbował ucieczki; noc jedną, malcem będąc, spędził z tego powodu w lesie, gdzie go zaskoczyła burza. Opisywał tak żywo doświadczone wówczas wrażenia strachu i moralnych cierpień wcześnie rozwiniętego dziecka, że Eli łzy stanęły w oczach. Wyobrażała go sobie drżącym z zimna, z zaciętością w ciemnych, rozpłomienionych oczach, z owem postanowieniem, w dziecinnym umyśle powziętem, że prędzej umrze, niż pod dach domu rodzicielskiego powróci.
Pragnęłaby uścisnąć dłoń jego i powiedzieć, jak współczuje mu serdecznie i jak się cieszy, że ten straszny koszmar przeszłości pozostał za nim daleko, a przyszłość nagrodzić musi wszystkie doświadczone niegdyś cierpienia. Nie śmiała jednak tego uczynić, — lecz on, nagle spojrzawszy w jej twarz smutną i dostrzegłszy łzy, spływające zwolna, zrozumiał, że go pojmuje. Pierwsze to były łzy współczucia, nad jego niedolą wylane — łzy kobiece, które lekceważył dotąd, — a jednak napełniły one duszę jego uczuciem wdzięczności, nieznanem mu przedtem; wydało mu się, że ta chwila zbliżyła ich z sobą, zacieśniając jakiś węzeł niewidzialny dwóch dusz sobie pokrewnych.
— Jaka pani dobra! Jaka pani bardzo dobra być musi! — szepnął wzruszony. — Pani wy-