Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z gniewu, a podobno ze strachu, głośno się przeżegnała.
— Ulino, Ulino — szepnęła Jagusia — a czyś ty widziała, jak ona drgnęła na znak krzyża świętego?
Ulina spuściła głowę, dając do zrozumienia, że potwierdza to spostrzeżenie. Wszystkie wrzeciona wolniej się zaczęły kręcić, tylko nieznajoma, jak gdyby nie zważała na ogólne podziwienie, prędko ruszała palcami, bez przestanku warczało jej wrzeciono, a z piersi, jak gdyby z podziemia jakiego, wydobywały się słowa następującej powieści:
— Dawniej byłam najpiękniejszą z tej wioski; takie miałam długie włosy, że, jak rozpletłam warkocze, tom się mogła nimi, niby płaszczem, osłonić. O moich oczach wszyscy chłopcy mówili, że mi chyba nigdy z niemi zimno być nie może, bo moje oczy błyszczały jaśniej, niż gwiazdy na niebie. Byłam biała i rumiana, jak śnieg w pogodny dzień zimowy o zachodzie słońca, a moje nóżęta, drobne, małe... och! pewno, gdybym nie była lekka, jak piórko, wysmukła, jak trzcina, tobym chodzić na nich nie mogła.
Przy niedzielnych tanach nigdy mi też tancerzy nie brakło. Sam nasz panicz młody nieraz po mnie i do chaty przyszedł, żebym z nim poszła krakowiaka wywinąć, ale ja nie lubiłam tanów, ani tancerzy, ani panicza nawet.
Mówiono o mnie, że posępniejsza byłam wśród innych dziewczyn od czarniejszego świerku wśród innych drzewek majowych, że smutniej wygląda-