Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak to usłyszał królewic, tak zrzucił z siebie koc, uklęknął przed śliczną panną i odezwał się do niej:

Obłokiem tu przyjechałem
Po jasnem niebie,
Złota, skarbów zaniechałem,
By znaleźć ciebie!

I tak jej wszystko w wierszach opowiedział, i panna podała mu wody z koralowego dzbanka i rzekła do niego, albo raczej zaśpiewała:
— Jesteś teraz mężem moim w nieumierającym świecie i póty nim będziesz, póki się sam stąd nie wydalisz.
— I koniec już? — zapytała jedna z dziewczyn.
— Właśnie też koniec — odpowiedziała Petronela z przyciskiem — a cóż to, śmierć miała sobie spokojnie po ziemi wędrować, kiedy przed nią jeden człowiek, a do tego królewic uciekł? O bynajmniej! Śmierć nie tak łatwo daje się oszukać; zaczęła po wszystkie strony wszystkich królestw biegać, szukając ciągle swego królewica, a że nie mogła na ziemi go znaleźć, domyśliła się, że gdzieś w powietrzu być musi, i nad tem już tylko swoją pustą suszyła głowę, żeby go na dół przywabić.
Tymczasem królewic, jak żył, tak żył. Owoce zbierał razem z sześcioma mężami sześciu sióstr swojej żony, z żoną rwał kwiaty na łące, chodził po wodę źródlaną, od najsłodszego słodszą miodu, i nie myślał nawet, że czas ciągle ubiega.
Raz jednak zasmucił się i rzekł do swojej