Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
115

Wymarzona, wyczekana,
Wypragniona, wywołana,
Do mnie! do mnie pójdź!

O ja kocham cię kobieto!
Kocham ciemne twoje oczy,
Kocham połysk twych warkoczy,
Kocham wzniosłe czoło twe! —
Kocham ślad twej drobnej stopy,
Kocham głosu twego dźwięki,
Kocham białość twojej ręki,
Kocham tchnienie twoich ust. —
Kocham jedwab twojej szaty,
Kocham spinkę, która świeci,
U przepaski twej kibici,
Kocham perły z szyi twej. —
Blask diamentów na twej skroni,
Wachlarz, co nim dłoń twa chwieje,
Gazę, coć on z piersi zwieje,
Twej postaci kocham cień.
Piękna moja! luba moja!
Do mnie, do mnie pójdź kobieto:
Ja kochankiem, ja poetą,
Do mnie! do mnie! do mnie pójdź!

Daj mi rękę luba moja!
Przez świat idźmy! niech się dziwi,
Jak my młodzi i szczęśliwi
Jaką piękną ty!
Przez świat idźmy! niech zazdrości
Mnie twych pieszczot, twej miłości,
Tobie pieśni mej. —
Ale strzeż się — oh, przez Boga!
Niech ja ciebie, moja droga,
Nie zazdroszczę mu!
Bo gdy wspomnę, że spojrzenie,
Że twój uśmiech, że westchnienie
Wziąćby mi kto mógł —
To mi tak coś w oczach błyska,
To mi tak coś ręka ściska,
Jak ogień — jak miecz. —
Zaraz czuję, że twarz blada;
Zaraz widzę, że trup pada,
A choć nie wiem czyj,
Mnie tak zimno wkoło serca,
Jakby trup ów lub morderca,