Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiej ulicy położeniu; krzyżyk czarny hebanowy podobnież przy łóżku stanął i tylko na jego czarnych ramionach zawisły teraz dwie naszych rodziców sylwetki. Matka umyślnie je wydobywała, żebyśmy codzień przypatrywać im się mogli i w pamięci zachowali rysy ojca z jej rysami nierozerwalnie połączone. Na tualecie między oknami rozłożono tak dobrze znajome nam świecidełka i drobiazgi. Nie od zielonego obicia wprawdzie, tylko od białych murów się to odbijało, ale było wszystko nasze, było więcej nowych rzeczy, było więcej przestrzeni, nie było tylko jednej kosztowności, do której przywykliśmy na Zakroczymskiej ulicy i w Mielinku: nie było słońca. Okna wychodziły na północ, lecz tego nikt nie spostrzegł, nikt o tem nie pomyślał nawet. Każdy znalazł coś takiego, czem się ucieszył niespodzianie, każdy cioci Joasi i jej mężowi dziękował. Mama bardzo serdecznie siostrę i szwagra uścisnęła, babunia nawet zięcia w głowę pocałowała; istotnie znać było, że nietylko z obowiązkową starannością, lecz i z prawdziwie rodzinnem uczuciem zajęli się uporządkowaniem całego mieszkania.
Mnie jednak po kilku chwilach radosnych oględzin, znowu smutno jak przed wieczorem się zrobiło. Weszłam z nogami na sofkę, w mamy pokoju stojącą, i tak się w kąciku cichutko przytuliłam, że mnie znać prawie nie było. Już to muszę przyznać, że między babunią, ciotką Joasią i panem mecenasem nigdy się zupełnie swobodną nie czułam; prawdopodobnie i tym razem ich obecność potrzebę samotności rozbudziła we mnie. Gdy Józio, z właściwą sobie żywością, biegał po nowej siedzibie naszej z góry na dół i z dołu na górę, gdy pomagał Piotrusiowi ścigać i rozpakowywać tłomoki, ja ciągle w głębi sofki zasunięta, rozmyślałam sobie, co to będzie, jeśli mnie zawsze, przez bardzo długie „zawsze“ z babunią tylko