Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i państwem mecenasostwem żyć przyjdzie. Nigdy pierwej się nie zastanowiłam, że choć przy mamie, to jednak sami z mamą nie zostaniemy; zrobiło mi się bardzo tęskno za wujem Kazimierzem, lecz cóż, kiedy obok wuja ciągle już odtąd, jak przy pożegnaniu na ganku, wujenka Malcia stać miała. Gdyby żył ojciec, wszystko byłoby inaczej; onby nikomu dokuczyć mi nie pozwolił, ująłby się za mną, choćby mię sama babunia na pokutę wsadziła; i znowu przejął mnie taki jakiś głód serca za ojcem, żem sobie usta rączkami zasłonić musiała, tak mi się gwałtem chciało na cały głos krzyczeć:
— Papo, mój papo! wróć do nas!
Dopiero gdy wieczerzę na stół podano, spostrzegli się wszyscy, że mnie niema w dwóch oświetlonych babuni pokojach. Zaczęto wołać, słyszałam, ale żadnem słówkiem nie zdradziłam mojej kryjówki. Matka weszła ze świecą w ręku i powtórzyła kilka razy moje imię, a ja, ciągle w kłębuszek zwinięta, całą siłą twarz do poręczy przyciskałam, żeby się mimowolne łkanie z piersi nie wyrwało. Lecz wkrótce matka dowidziała zaciśniętej w ramiona sofy nieruchomej figurki.
— Co ci jest, Napolciu? — powtórzyła raz jeszcze — co, moje dziecko? czy chora jesteś? czy cię co boli?
W tej chwili właśnie ciocia Joasia ukazała się na progu.
— Ej, cóż znowu? chora! rozespała się dziewczyna i teraz grymasi, ale Tekluniu, czy się to godzi, żebyś taką dużą tłustą pannę na ręku nosiła? Ty sama z tego rozchorować się możesz.
Ach! prawda, prawda, byłam już dużą panną, której matka na ręku dłużej dźwigać nie mogła! Duża panna spać poszła bez kolacji, a w nocy jej się śniło, że jest dwa razy grubsza i wyższa od pana mecenasa i że nie ją mama,