Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ, matko — chciał przerwać wuj Kazimierz. Babunia na to nie pozwoliła i dalej rzecz ciągnęła.
— Trzeba dom cały odświeżyć niewykwintnie, ale dostatnio. Panna Stopkowska nie ma prawa książęcych ani hrabiowskich od ciebie domagać się komnat, lecz ty nawzajem nie masz prawa na stare śmieci ją wprowadzać. Ileż jest w kasie gotówki?
Wuja Kazimierza bardzo zafrasowało to pytanie. W kasie było coś około sześciu tysięcy, lecz te, według jego sumiennych rachunków, do ogólnego gospodarstwa, do matki i siostry należały. Własną część swoją na zwykłe kawalerskie wydatki obrócił. Nagle cały ogrom nowych potrzeb przed oczyma mu stanął. W tej chwili chętnie byłby się zrzekł wszelkich do ręki panny Malwiny pretensyj; kto wie, gdyby się sprawa zahaczyła na wczorajszych czułościach, możeby się i cofnął; nie uważano tego wówczas za przeciwne honorowi mężczyzny, owszem, jeden z najlepszych jego przyjaciół nieraz się z tem przechwalał, że sześć razy był zaręczony, a za siódmym dopiero w stanie małżeńskim odpoczął.
Wujowi i wszystkim wuja kolegom zdawało się to chlubnem świadectwem wesołej fantazji, dowcipu i szczęścia do kobiet, ale tutaj rzeczy inaczej stanęły; matka powagą swoją oświadczyny jego uświęciła, wuj bardzo matkę szanował, niepodobna mu było lekkomyślnem zerwaniem na zarzut współuczestnictwa ją narazić. Chciał czy nie chciał, żenić się musiał; ale czyż te zmiany są nieodzowne? Panna Malwina przecież ręczyła mu, że się bez nich obejdzie. W kłopocie swoim raz jeszcze próbował jej własnemi słowami się zasłonić:
— Nie, matko — rzekł więc po chwili dłuższego namysłu — nie zgadzam się wcale na twoje projekta; powiedziałem Malwinie, że jeśli mnie chce przyjąć, to koniecz-