Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy istotnie pani się zdaje, że mogłaby wśród nas być szczęśliwą?
— A pan czy istotnie powątpiewać o tem możesz? — odrzekła panna Malwina, rumieniąc się i oczy spuszczając, według wszelkich na podobną okoliczność przepisów.
Wuj Kazimierz mógł na tych słowach poprzestać, ale że to był człowiek bardzo prawy, a niebardzo pewny siebie, chciał więc tę kwestję jeszcze jaśniej przed sobą i przed panną Malwiną postawić.
— Mam prawo wątpić — zaczął trochę drżącym, a ciągnął dalej coraz pewniejszym i spokojniejszym głosem; — jestem znacznie starszym od pani, chowałem się na dobrego żołnierza i byłem dobrym żołnierzem, ale nie chowałem się na przyjemnego w towarzystwie, na biegłego w literaturze, w naukach lub sztukach pięknych, i takim nigdy nie będę. Pani byłaś na wielkim świecie, przyzwyczaiłaś się do wygód, zbytków i świetności, których w naszem, cichem kółeczku zawsze brakować ci będzie. Znajdziesz serca poczciwe, kochające, ale nie znajdziesz tego, co może więcej upodobaniom twoim odpowiada i więcej szczęścia zapewnić ci jest zdolne.
Panna Malwina wzniosła na te słowa oczy swoje łzami niespłakanemi opłynięte i zatrzymując je na szczerych jak prawda oczach pana Kazimierza, zaczęła mu prawić o sieroctwie swojem, o tem, że prócz dziadka trochę zniedołężniałego, nikt jej nie kocha, rodzony ojciec nie dbał o nią, ciotka, przy której się wychowała, była tylko współzawodniczką łaski dziadka, była prześladowczynią jej dzieciństwa, zazdrosnym szpiegiem jej młodego wieku, a państwo Staszewscy dobrzy są dla niej, gościnni, lecz obojętni — co ona ich obchodzi! a te dwie siostry cioteczne, miłe dziewczątka, to jednak czuje w nich pewną niechęć ku sobie, pewne uprzedzenie za