Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wstanie, na wszystkich śpiochów zabębni, a później w pole się wybierze i będzie głośno trąbił, żeby się koło niego psy gończe zebrały. Napolci ofiaruję rozłożystą jabłonkę, której gałęzie aż uginają się pod ciężarem owocu. Napolcia poprosi ogrodnika, żeby jej te rumiane jabłuszka postrącał, i będzie miała czem nas wszystkich obdzielić; a jak przyjdzie do dworu Magdusia ze wsi, to nietylko ją poczęstuje, ale jeszcze z pełnym fartuszkiem dla innych dzieci do domu wyprawi. Ciekawa teraz jestem, co ja od Józia dostanę?
Józio był w wielkim kłopocie; szukał, namyślał się i wreszcie wybrał pawia z roztoczonym ogonem.
— Wszakże mama ptaszki lubi — usprawiedliwiał się, niezupełnie względem swego daru na sumieniu spokojny.
— No, lubię trochę mniejsze — odpowiedziała na to żartobliwie — lubię kanarka, słowika, wilgę, ale i paw mi się przyda. Czy zgadniesz na co, mój chłopcze?
Chłopiec zastanowił się trochę i w ręce klasnął z radością.
— Już wiem na co! — zawołał — jak będzie pióra gubił, mama nam je zbierać każe i wszystkim parobczakom ze wsi do kapeluszy porozdaje.
— Brawo! zgadłeś; lecz teraz trzeba jeszcze powiedzieć, co dla Napolci przeznaczasz.
— Nopolciu, czy chcesz tę krówkę, o którą się na mnie rozgniewałaś?
— Nie, nie chcę — odrzekłam z resztką żalu i rozdąsania w sercu.
Józio wcale się o to nie obraził; chętka sprzeciwienia się odstąpiła go już zupełnie; zaproponował mi biurko jakieś, czy komodę, pełną, jak ręczył, muślinowych i je-