Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z sobą żyli, na zasadzie dopełniających się różnic i przeciwieństw. Dziwna rzecz, jak w zupełnie tych samych napozór warunkach, dwa zupełnie odrębne wyrobiły się typy. Nasz poczciwy dziadunio pod katowską ręką swego ojca stracił hart ducha, męską siłę charakteru; na wolności rozweselił się, z dzieciństwa jednak nie wyrósł, dzieckiem moralnie był aż do śmierci swojej; ucisk doznany rozbudził w nim nieograniczoną chęć używania, lecz obok tego wstręt do wzajemnego słabszych i podwładnych ucisku. Im okrutniejszym był dla niego ojciec, tem on litościwszym był dla wszystkich. Każdem wrażeniem, upodobaniem i postępkiem stanowił żywy kontrast ze swoim poprzednikiem.
Babunia, także od szóstego roku swego życia przez macochę dręczona, powinna była zbrzydzić sobie te wady, które wszystkich krzywd jej młodości stały się przyczyną; a jednak pomimo prawej i silniejszej daleko niż u dziadka natury, bardzo wiele z nich przejęła. Nie byłaby, zaiste, na cudze dobro czyhała, nie wydarłaby nikomu jego dobrej sławy, nie zagrabiłaby jego majątku, ale wśród niekochających rozwinęła w sobie pewien obronny zrazu, zaczepny w dalszym ciągu życia egoizm; nikt o niej nie myślał, więc przywykła ciągle sama o sobie myśleć — wygody swej, przyjemności, korzyści nie byłaby się wyrzekła dla nikogo w świecie; były to rzeczy, które jej nigdy do głowy nie przychodziły. Za wszelkie dobro, którego innym nie zrobiła, trudno ją było do odpowiedzialności pociągnąć — ot poprostu nie wiedziała, nie miała na to pojęcia; gorszem to było, że jej nieświadome samolubstwo bardzo często objawiało się w formie od macochy żywcem zapożyczonej. Spokojniejszy niby miała układ, większą powagę zewnętrzną, lecz niech się tylko zniecierpliwiła, rozdąsała, wnet jej do ust cisnęły się te