Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż pani majorowa z chłopcem robić zamyśla?
— Czy chcesz mnie namawiać, kapitanie, żebym go do wojska oddała?
— O! bynajmniej, już wiem że tego sobie stanowczo pani nie życzysz; trzeba jednak plan jakiś ułożyć. Który rok ma chłopiec?
— Zaczął dziewiąty.
— To wielki czas mu do szkół. Czy już zasadziliście go porządnie do przygotowania?
— Od bardzo niedawnego czasu. Mąż mój miał nadzieję, że kiedyś na ułana go wychowa, żeby w jednym i tym samym pułku obadwaj służyli; zdawało mu się, że Józio bardzo wątły jest i nerwowy, książkową naukę z tego powodu na później odłożył, a tylko fizyczne jego siły rozwijał. Biedne dziecko moje niewiele też umie. Pamięć ma dobrą, lecz uwagę bardzo słabą jeszcze.
— Do której jednak klasy mniejwięcej mógłby zdać egzamin?
— O egzaminie to chyba nawet mowy być nie może; czyta jeszcze niebardzo płynnie i we dwóch linjach pisać dopiero zaczyna.
— To zamało, zamało; zaradzimy temu jednak. Przynajmniej jestże on zdrów teraz?
— O! zdrów, i zmężniał i urósł, tylko mu zawsze dziwne jakieś nerwowe rozdrażnienie zostało. Nie lubi ciemności; ojciec wszelkich starań dokładał, aby go z tego wyleczyć; posyłał go wieczorem po różne rzeczy do pokojów, gdzie światła nie było, żartował z niego, wbijał go w ambicję i trzeba przyznać, że Józio wstydził się swojej słabości, posłusznie wypełniał wszystkie ojca rozkazy, tylko im trudniejszą była próba, tem on z bledszą twarzyczką po jej odbyciu wracał i zawsze w nocy miał sny niespokojne.