Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

naszych wrażeń sama się rozrzewniła i żaden z jej strony zarzut mię nie spotkał. Nazajutrz wyszłam znowu, żeby moją biedną wdowę odwiedzić; przyjęła mię tak serdecznie, że widać było, jak się nawet ucieszyć starała. Trzeciego dnia miał być pogrzeb. Nie przyrzekłam, lecz zdawało mi się, że znajdę wolną chwilę, aby z matką i dziecięciem do niepoświęconego grobu zmarłemu towarzyszyć; czułam, jaką to wielką i prawdziwą łaską będzie dla osieroconej rodziny — im surowsze prawa, tym ludziom potrzebniejsze ludzkie miłosierdzie. W oznaczonej godzinie zaczęłam się więc wybierać, kiedy na całą gorliwość moją, na cały mój zapał litosny chłodnem spostrzeżeniem dmuchnięto.
— Jeśli chcesz iść koniecznie — mówiła matka — to ci nie wzbraniam, moja Guciu; proszę cię tylko, zastanów się rozsądnie, na co te wszystkie odwiedziny twojej ubogiej się zdadzą? Że jej wsparcie dałaś, to dobrze; że chciałabyś coś więcej dla niej uczynić, i to mię nie dziwi; ale że teraz codziennie ze służącą po ulicach latasz, że się na dalekie pogrzeby wybierasz — to wszystko sensu nie ma. Wiesz najlepiej, jak ja żadnej przesady nie cierpię. Przesadna dobroczynność jest okropną śmiesznością tylko. Ciekawam coby też powiedziano, gdyby cię kto ze znajomych spotkał daleko za miastem, w towarzystwie takiej pani malarzowej, przy takim konwoju? Jeśliby szkodliwej potwarzy nie ukuł, to pewnie zapisałby cię do jakiego bractwa modnych dobroczynności komedjantek. Rozsądniej daleko zrobisz, jeśli mnie to zostawisz; ręczę ci, że i twoja biedna wdowa więcej na tem skorzysta.
Otóż widzi pani, zrobiłam daleko rozsądniej i moja biedna wdowa istotnie więcej na tem skorzystała, bo matka wzięła do dóbr swoich i uposażyła jakiemś miej-