Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mojej „edukacji“. Ma się rozumieć, brałam lekcje śpiewu, muzyki, malarstwa i angielskiego języka.
Dzięki Bogu, że przez parę lat pierwej uczyłam się wielu innych rzeczy z moją Urszulką, bo gdyby nie to, miałabym dziś pamięć pełną wyrazów, zręczne palce u rąk, kilka piersiowych tonów zadziwiającej siły i giętkości — a myśli własnej, a pojęcia, a zrozumienia prawdy, a tęsknoty przynajmniej ku prawdzie tyle, ile było na początku, gdy ziemia była pusta i gdy ciemności unosiły się nad przepaściami. Lecz to wszystko do trzeciego rozdziału, lub raczej, mówiąc językiem niezupełnie z mody wyszłym, do trzeciego „awantażu“ w moim losie należy i pod rubrykę starannego wychowania zapisane być winno. Otóż mówiłam pani, że mieszkaliśmy w Warszawie, że pierwej jeszcze Urszulka przesączyła mi w serce trochę własnych swoich, zawsze poczciwych i zawsze gotowych do urzeczywistnienia się chęci. Ideał dobroczynności zachwycał mię szczególniej. Mogłam wprawdzie przy pierwszej zdarzającej się sposobności iść prosto do matki i o stosowną sumę pieniędzy poprosić. Byłoby to najrozsądniej, najprzyzwoiciej i najkrócej — ale jak zwykle młoda głowa przewrócona, rozmarzyłam się w jakieś ofiary i poświęcenia osobiste: uparłam się koniecznie, żeby to oddać tylko, czego się sama pozbawię; w tym zaś względzie trzeba mieć jasne zrozumienie mego położenia. Już wspomniałam pani, że mi mnóstwo zbytkownych rzeczy sprawiają — tak samo zarazem było i wówczas — sprawiano mi wszystko, ot, wszystko nieomal, co modniarki i kupcy sprawić poradzili; pieniędzy jednak bardzo mało brałam do ręki i trzeba mi było całorocznej oszczędności, żeby sobie dwadzieścia dukatów uzbierać. Dwadzieścia dukatów!... jak zaokrągliłam tą sumkę, myślałam, że oszaleję z radości; codzien-