Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kadziesiąt dukatów rzuca; ja zaś sama — ja nic dla nieszczęśliwych uczynić nie mogę; tańczyłam parę razy na ich korzyść, to jedyna moja ofiara, do której sumiennie przyznać mi się wolno. Cały aparat powszedniego życia, cale moje otoczenie tak się ustawiło, że prócz żebractwa nie znam nędzy innej. Słyszałam i czytałam o rodzinach bez przytułku, bez chleba i bez zarobku, o ludziach, którym garstki złota brakuje na wydobycie uwięzionego w przymusowej niewiadomości genjuszu, o kobietach, którym opieki tylko i pomocy brakowało, żeby się na drodze poczciwej sławy i cnoty utrzymać — cóż, kiedy owe rodziny, owi ludzie, kobiety owe biedne ani razu nie przyszły do mnie, a ja także pójść szukać ich nie mogłam. Szkoda, zdaje mi się, że umiałabym wspierać, i co więcej znaczy, wspartych przez siebie kochaćbym umiała. Jeśli mi się zdarzy kiedy służącej sukienkę podarować, lub jakiemu wiejskiemu dziecku dać krasną zadzierżkę, nie uwierzy pani, jak mię ich prosta radość do głębi serca raduje. Wiem jednak, że nie z takich prezencików, choćby stokroć kosztowniejszych, nie z podarunków żadnych jałmużna chrześcijańska powstaje; nie o zrobienie przyjemności, ale o prawdziwe zrobienie dobrego w niej chodzi. Musi to być jakieś religijne skupienie ducha naszego, jakaś wdzięczna pokora, jakieś nakształt modlitwy wzruszające uczucie, kiedy nam jest danem nakoniec bliźniemu „dobrodziejstwo“ wyświadczyć. Mam o tem lekkie wyobrażenie, bo już odbyłam próbę maleńką, tylko że nie powtórzyłam od tego czasu, więc mi rozprawiać o wrażeniach dobroczynności wcale nie wypada. Gotowa mię pani jednak o lekkomyślność i niedbałość posądzić. Muszę wyznać, jak to było naprawdę.
Mieszkaliśmy wtedy w Warszawie dla ukończenia