Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Osądź więc pani, co mi przyszło z mojej greckiej piękności. Narobiło się koło mnie trochę więcej zgiełku, kiedy ja właśnie ciszę ustronną przekładam; zaproszono mię na kilka balów więcej, jako ozdobę i przynętę dla drugich; wydarto mi chwilę niejedną, którą chciałam stokroć lepiej i przyjemniej spędzić. Nie liczę już rozmowy naszej przerywanej, gdyż pani sama lepiej się domyśli, jaką to krociową sumę w regestrze krzywd moich zapisałam; ale proszę sobie wyobrazić inne drobniejsze straty moje. Mnieby teraz naprzykład przyjemnie było słuchać, co pan Antoni opowiada — tymczasem za mojem krzesłem pochyla się pan Symforjan i stłumionym głosem powtarza mi wielką tajemnicę, że wczoraj u hrabstwa tych lub owych bardzo dużo osób się zebrało; jabym się wybornie ubawiła dowcipem pana Alojzego, chciałabym pana Adolfa więcej szczegółowo o jego podróż przeszłoroczną wypytywać — właśnie też! — stają rzędem panowie Józefy, Aleksandry, Remigjusze, plotą po francusku niestworzone androny i myślą, że im za takie czasu mego złodziejstwo wdzięczną być jeszcze powinnam, ja, co tak skąpię każdej minuty życia — bo trzeba mi się i do tego dziwactwa przyznać, lata całe marnuję — lecz mimo to skąpą jestem; zazwyczaj jedna po drugiej wypełniają mi się jakąś maluteczką, ale i nie maluteczką przykrością; nie mogę bezwiednie ich tracić; każdą z nich oszacowywam na wartość jaką ma, a jaką miećbym dla niej chciała. Dajmy na to, iż obecnie tylko mię trzewik zbyt ciasny uwiera — wszak prawda, jaki to pyłek, jaki atom niedojrzany w biografji ludzkiej? a przecież ową chwilę, którą skrzywieniu i niemiłej fizycznej boleści oddaję, mogłabym upamiętnić sobie przelotem wzniosłej myśli, spojrzeniem na twarz przychylną, dźwiękiem takiego słowa, które usłyszeć pragnę — nie