Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Piękna — to pierwsze utrapienie moje. Juścić nie zadeklamuję patetycznie, że piękną byćbym nie chciała — i owszem, lubię się w lustrze przeglądać; nie gniewa mię to wcale, że zamiast jakich kałmuckich rysów, zamiast czerwonej piwonji, lub zżółkłego pergaminu, widzę pociągły owal twarzy, duże oczy z długiemi rzęsami i płeć do listka białej kamelji podobną. A nie gorszy się pani mojem samochwalstwem? Dlaczegóżbyś gorszyć się miała? piszę tak szczerze, jak szczerze grzechy moje przy konfesjonale spowiadam; w żadne welony duszy mej obwijać nie myślę; wiem prócz tego, że i pani się podobałam... na nieszczęście, z piękności tylko! Przezwałaś mię Białą Różą-Augustą i to przezwisko bardzo mi do gustu trafiło, może nawet męstwa dodało. Kiedy wyjechałam na wieś, kiedy mi doniesiono, że i pani także w swoje pół-litewskie wyjechała bory, mimowolnie cierpkość przez jej zarzuty wywołana, choć tylko w zwrotnym na siebie kierunku (muszę koniecznie raz jeszcze przypomnieć), jednak ta cierpkość wywołana złagodniała powoli; nad innemi wspomnieniami tylko mi „Biała Róża“ wdzięcznie zakwitnęła. Wiejska cisza, pomyślałam sobie, wygładza mnóstwo miejskich chropowatości; jak mój list przyjmie opatowski i suwałkowski stempel pocztowy, zaraz milszym będzie gościem; jak go w samotności panna Kazimiera odbierze, to pewnie pierwej o Białej Róży, niż o miljonowej dziedziczce pomyśli i serce do łaskawszego przeczytania usposobi. Biała Róża musi to jeszcze wyszeptać, że i przed poznaniem panny Kazimiery liczyła na takie podkradzione piękną twarzyczką współczucie, umyślnie sobie ku tej czci dobrała balowego stroju, który o tyle przynajmniej do greckiego miał się zbliżać, o ile na to moda pozwalała, a trybunał najwyższej powagi przez usta matki i pani Seydel nie wzbra-