Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

potrzebujesz czuwać nad sobą, żeby cię mimowolne wrażenie z granic otaczającego świata nie uniosło; jestem pewna, że płaczesz, śmiejesz się, w ręce klaszczesz według pobieżnej chwili natchnienia. Powiedz, ach! powiedz mi, pani, jakim sposobem nie dbasz o to, że na ciebie cudze oczy są zwrócone, że mogą cię nie zrozumieć, oczernić, wyśmiać — powiedz mi pani!
I pani mi powiedziała — odrazu wszystko sobie wytłumaczyłam. — Cudem, odwagą, zaklęciem, tajemnicą, sposobem jest to poprostu, że się pani „taką urodziła“. Może inną myśl prócz tego owinęłaś w swoje wyrazy, lecz ja tej jednej dosłyszałam: „Pani się taką urodziła“ — bez łańcuchów na nogach, bez taczki miljonami wyładowanej!
— Pani bardzo szczęśliwa! — zawołałam wtedy — i zdawało mi się, że mię zrozumiesz, a zrozumiesz tem łatwiej, gdy jako dopełnienie słów moich ukazał się nowy tancerz, bez litości nas rozłączający. Och! bo ja, to wcale szczęśliwą nie jestem! Grzeczność obłudna, lub czujna zawiść ścigają mię wszędzie, wyszukują, choćbym się przed niemi pod ziemię schowała. Gdzie stąpię, zawsze ktoś patrzy, co przemówię, zawsze ktoś powtórzyć i przekręcić gotowy; ani pochwały, ani nagany nie przebaczają mi nigdy; muszę pilnować moich wrażeń, muszę całe życie moje rozdzielać na to „co wypada i na to co nie wypada“. Taką się urodziłam, taką matka być mi kazała, taką Pan Bóg mię stworzył.
Według mego przekonania, smutna sprzeczność naszych losów zbyt wyraźnie na jaw biła, żebyś jej pani, zwłaszcza w tem zdarzeniu, jednym rzutem oka nie objęła. Poszłam więc tańczyć, nie udało mi się powtórnej zabezpieczyć sobie rozmowy, ale pewność już miałam zupełną, że byle trochę dobrej chęci ze strony pani, z mojej