Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pani Felicji obietnic, ja natomiast samą siebie szkaradnie zawiodłam. Uzbierało mi się mnóstwo rzeczy do powiedzenia, a czułam to, że czasu zbyt mało; gdy otwierałam usta, każda sylaba moja miała wartość kilku przynajmniej niemieckiej miary okresów — teraz więc każdej osobny komentarz należy. Nim go udzielę, muszę jednak o najwierniejszą pamięć ze strony pani się dopomnieć. Ludzie tak mi już rozmaicie powtarzali moje własne słowa, że nie wiedziałabym sama czego się trzymać, gdybym na pociechę i upokorzenie zarazem wszystkich, a wszystkich zbyt głęboko przechowanych w sumieniu mojem nie dźwigała.
„Kiedy najpierw obok pani mię posadzono, rozmyślałam tak długo, od czego zacząć rozmowę, że aż mię pani uprzedziła w tym względzie. Już miałam usłyszeć jej zapytanie, gdy nagle stanął przede mną los zawistny w kształcie modnego panicza i tańczyć mi ze sobą kazał. Ani on się nie domyślał, ani zapewne pani odgadnąć tego nie mogła, jakie zbrodnicze pokusy w tej chwili mózg i serce mi przepełniły. Od kwasu pruskiego do Borgiów Aqua Tofana, od ziemi angielskiej do muchomorów, od proszku perskiego do miotły jednym rzutem wyobraźni uprzytomniłam sobie wszystkie sposoby, któremi kiedykolwiek ludzie uwalniali się od swoich nieprzyjaciół, od owadów szkodliwych, od pajęczyn i śmieci. Nic nie pomogło — trzeba było tańczyć, raz, drugi, trzeci, bo gdyby się kto spostrzegł, że wolę z panią rozmawiać, okrzyczałby mię za sawantkę, powiedział, że mam pretensję do rozumu, że udaję wzgardliwość dla wesołych i przyzwoitych rozrywek, że się czepiam uczonych kobiet, jak gdybym sama uczonością popisywać się chciała. Powiedziałby wszystko, co najokropniejszem dla mnie być może. Więc tańczyłam, tańczyłam, a ciągle