Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mów-że prędko, bo i mnie zaciekawiasz! — wołała Felunia.
— Miej się na ostrożności z Białą Różą, Feluniu; ja ci powiadam, że ten niewinny kwiatek, to ziółko.
— Ziółko? co tobie, Kazimiero? chyba pektoralne.
— Oj nie pektoralne; znam to ziółko, że pokrzywa — i opowiedziałam historję moją własną, jak mię na egzamen wzięła, któremi się naukami zajmuję; jak chytrze wydziwiała mojej odwadze, że się nie lękam śmieszności z tego powodu, jak wreszcie opuściła mię na tem ironicznem wykrzyknieniu: „Pani jest bardzo szczęśliwą!“
Po przesłuchaniu tych dowodów, Felunia sama nie wiedziała, czy śmiać się, czy zdumiewać.
— Ale bo ty musiałaś coś dodać, a coś ująć, tu podnieść, tam zniżyć. Nigdy nie uwierzę, by panna Augusta, owa mistrzyni oklepanych frazesów, owa sadzawka przepełniona wiadomemi całemu światu prawdeczkami, zdobyła się na tak wielką ekscentryczność i tak złośliwy dowcip.
— Przypomnij sobie tylko, co jeszcze pierwej do mnie o tańcu mówiła; jedno z drugiem się trzyma.
— O tańcu nic tak osobliwego nie powiedziała przecież.
— Jakto? a jej dubeltowe: „więc pani tańczy“ — „więc pani lubi tańczyć?“ — i na domiar oświadczenie, że przyjemniejby jej było, gdybym nie tańczyła wcale?
— Ja ci powiadam, Kazimiero, to wszystko nic nie znaczy jeszcze. Przyznaj sama, wszak nietylko Biała Róża „tak mocno się dziwowała, żeś ty chętnie tańcowała“.
— At, prawda — rzekłam po chwili namysłu — i ten pan, co w niebieskich okularach, i prawie każdy