Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nim zdążyłam cośkolwiek odpowiedzieć, już jeden z dygnitarzy salonowego pokolenia stał przed Białą Różą i utyskując na jej głębokie schronienie, do tańca ją zapraszał.
— Pani tu chyba przed natrętnymi ukryć się chciała — mówił.
Biała Róża poruszyła wargami, jakoby na odpowiedź, lecz ta na tem poruszeniu się skończyła. Grzeczny elegant wyciągnął rękę; piękna dziedziczka wstała natychmiast i tylko odchodząc, powlokła za mną jakiemś długiem spojrzeniem, pełnem znowu trudnych do odgadnienia tajemnic. Szkoda! już we mnie chęć odgadywania przystygła. Nie podzielałam zdania Feluni, że to jest chorobliwie niedołężne usposobienie, lecz zdawało mi się, że hardość miljona, sarkazm zepsutej pochlebstwami dziewczyny najwyraźniej w niem rozpoznaję. Taki gatunek gruntu i plonu nie nęcił mię wcale, wyrzekłam się więc dalszych poszukiwań. Uwagę moją zwróciła wtedy jedna z najmłodszych na balu panienek, prześliczna, swobodna, wesoła, używająca zabawy całą duszą i wszystkiemi, rzecby można, porami; tak się oddała chwili obecnej, tak spromieniła w niej myśli, uczucia, władze, siły, zdolności, wrażenia, jak gdyby z blaskiem żyrandolów jej życie się zaczęło i razem z ich świeczką ostatnią zgasnąć miało niepowrotnie. Dziwna to rzecz wszelako! niech tylko o cokolwiek dbać przestaniemy, wnet samo przez się drogę nam zabiega. Czy pan tego nie doświadczał, panie Tomaszu? bo ja, to zawsze prawie najpiękniejszą lalkę dostałam, kiedy mi się już o wieczorkach tańcujących marzyło. Wzięto mię na wieczór tańcujący, kiedy już wolałam z książką sama w kącie siedzieć; otworzono przedemną całą bibljotekę domową, kiedy już więcej do pióra i do żywych zdarzeń się garnęłam; pewna