Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy wydaniu pamięciowej lekcji głosem — słyszałam, że się pani bardzo wielu poważnym naukom oddaje.
— Co pani przez poważne nauki rozumie? — wesoło ją zagadnęłam, a przecież niewinne moje zapytanie kilka sekund namysłu ją kosztowało.
— Medycynę, prawo, matematykę, chemję, języki starożytne — odrzekła już swoim zwyczajnym tonem wolnym, wyraźnym, ale martwym, jakoby w sen najtwardszy zamagnetyzowanej jasnowidzącej.
Mnie na taką nomenklaturę poważnych nauk, którym podobno bardzo wiele oddawać się miałam, szalona chętka śmiechu ogarnęła; pokryłam ją wszakże, aby moja Biała Róża, według przestrogi Feluni, suchą kredą mi nie skamieniała.
— Jakież to są nauki niepoważne? — ośmieliłam się dalej badać.
— Zapewne te, których kobietom mniej skąpią: historja, literatura, język francuski, niemiecki, angielski, włoski. — Wszystko to wyliczone zostało z nieposzlakowaną prostotą, tylko początek okresu dał mi trochę do myślenia. Kreda się kruszyć, Biała Róża rozwijać zaczyna, rzekłam sobie w duchu: — botanika nad geologją górę bierze, dobra nadzieja! Więc też z nieobłudną na ten raz odpowiedziałam szczerością:
— Jeśli historja i literatura do niepoważnych nauk się liczą, to wyznam pani pokornie, że się właśnie najwięcej niepoważnemi zajmuję naukami.
— Mnie jednak wiele osób mówiło, że pani bardzo uczona.
— Bo wiele osób lubi bajki powtarzać; ja także nie o jednej słyszałam, że dobra jak anioł, a zła była jak nieszczęście, lub znów utrzymywano, że ograniczona jak gąska, a właśnie dowcipną była jak czeczotka.