Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ze wszystkich, które się tylko przed oczami memi przesunęły.
— Doctissima! takich sekretów gospodarskich, jakie ty zdajesz się posiadać, żaden kalendarz nie uczy; tylko z własnego doświadczenia poznać je trzeba koniecznie.
— Alboż się tego wypieram, że z doświadczenia poznałam?
— Kiedy się nie wypierasz, bądź-że łaskawa dokładniejszą obdarzyć mię informacją. Usnąćbym nie mogła spokojna, gdybym raz w ogólniku przyjęła tę zasadę, że niema jutra dla chwili miłości, a dla mnie bez chwili miłości zmartwychwstania nie będzie. Jak-to być może prawda z kłamstwa, mądrość z szaleństwa, a cnota z grzechu? Gdzie w tem sens i sprawiedliwość? Dotychczas zdawało mi się, że nieszczęścia gorzkich zawodów tylko nad romansem, to jest nad małoletnością uczuć i pojęć, ciężą. Kto się na mój dawny sposób w rzeczy, a nie w człowieku zakocha, kto pięknie przetańczonego mazura, jeźdźca na bystrym koniu, dobór przedeklamowanych wyrazów, pejzaż otaczający pierwsze spotkanie, a zresztą może ładny koczyk i spodziewane krocie intraty w kochanku przeidealizuje — temu się bardzo słusznie pokuta należy; ale tobie, Urszulko, tobie dorosłej sercem i myślą, skądże wypadło takież samo jak lada pensjonarce przechodzić koleje? Czemże ty zbłądzić mogłaś? Czyś zamało kochała?
— Wykochałam całe serce aż do dna; nic mi już dla nikogo wśród ludzi na drugą ofiarę nie zostało.
— Więc może kochałaś trochę zanadto, Urszulko?
— Prawda, że bez targu — nie umiałabym na łokcie zmierzyć — ale wiem, że kochałam po granice szaleństwa i hańby: tej linji demarkacyjnej nie przeszłam.
— To zbłądziłaś wyborem?