Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pliwości twego życia z tą swoją własną wątpliwością zmieszane rozwiązywała! Na ten raz piosenka niezupełnie była w moim tonie, innych tonów przecież tak wiele, a są między niemi i takie... że doprawdy boję się pomyśleć, boję się moją najjaśniejszą rozgniewać — a wolniej domawiając tych ostatnich wyrazów, Urszula przeciągłem, więcej jednak opamiętywającem, niż badawczem spojrzeniem w oczy Augusty patrzyła.
Dumna piękność wstrząsnęła głową, jakgdyby z niej zaciężką chciała zrzucić koronę.
— I ty się nie mylisz i ja się nie gniewam — przemówiła po chwili bardzo stanowczym głosem. — Dlatego się urodziłaś, żebym choć z tobą jedną na tym Bożym świecie bez obłudy i kłamstwa wszystko co myślę wypowiedzieć mogła. Spełnijże swoje przeznaczenie — bardzo cię proszę, nie narzucaj mi żadnych obwijań bawełnianych. Kogo ja kocham? wyrokuj. Czy Samuela przez uwielbienie, czy Morysia przez opiekę, czy tego szatana Seweryna przez pokusę? — I domawiając tych słów, znowu się jak najpokorniej na otomance wyciągnęła.
— Wyrokuję sumiennie, Augusto: żadnego z nich nie kochasz — rzekła pół-uroczystym, pół-żartobliwym głosem Urszula.
— A to zabawna historja!
— Rzeczywiście, dla ciebie zabawna tylko historja, ale nie miłość, Guciu moja. Gdybyś kochała, nie miałabyś ani czasu, ani siły na takie subtelne rozróżnienia, bo miłość, to chwila doskonałej właśnie, zupełnej łączności wszystkich władz duszy naszej i wszystkich zmysłów naszego ciała; gdyby miłość zostawiła ci w sercu jedno uczucie niezgarnięte ku sobie, w głowie myśl jedną przez siebie nienatchnioną, w nerwach choć jedno obce wraże-