Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siała uwagę, tak naciągać nerwy i tak się chociaż w najnudniejszym życiu wszystkiemi władzami duszy swej jednoczyć, żeby jej ani jedna chwila, ani jedno wrażenie ku bezpowietrznym szlakom nie uciekło. Dobrzeby zrobiła, gdyby codziennie do ciebie listy pisywała, gdyby wiersze nawet; wszystko jest zdrowsze od tego stanu „marzeniem“ zwanego. Młode głowy i niezapełnione serca widzą w niem tylko nadmiar wyobraźni, jakąś władzę szlachetniejszą, którą, co najwięcej, to hamować i ograniczać i radzą, a ja ci powiadam, Kazimiero: marzenie jest szkaradnym nałogiem, jest prostem pijaństwem, ze wszystkiemi skutkami pijaństwa, lubo z trochę napozór odmienną przyczyną. Odmienność ta fizycznie jedynie da się rozpoznać: marzyciel nie bierze flaszki z gorzałką, nie zapala naładowanej opium luleczki: niewidzialnie tylko chęć przyzwalającą podsuwa; w umysłowych sferach i różnica znika zupełnie; pijakowi o to chodzi, żeby trapiące działanie rozumu przytępić, o biedzie zapomnieć w błogiem odurzeniu i w przyjemnych fantazjach utonąć. Marzyciel nie ma także innej do marzeń podniety: w marzeniach swoich szczęśliwszym się czuje. Kazimiero, czyż tobie mam przypominać, że w tych krótkich między dwoma nieskończonościami wypożyczonych latach, człowiek ma inne przed sobą zadanie, inne nad sobą prawo Boże?
Ludziom, którzy w zbawienie i konieczność zbawienia swej duszy nie wierzą, próżnobym o szkodliwości marzycielstwa dowodził. „Nam z tem wygodniej“ — odpowiedzieliby — zapewne; lecz między braćmi wspólnej wiary mogę całym głosem mych piersi i całą surowością najstraszliwszej groźby o prawdę się upomnieć. Prawdą zaś ostateczną, jedyną, prawdą świętą i rzeczywistą w życiu człowieka jest jego duszy zbawienie; tu nie