Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ręką hrabiego; ludzie praktyczni wychwalają gruntowność jego przekonań; stryj hrabiny, ksiądz prałat, zawsze jest zbudowany jego zachowaniem się w kościele; hrabina zawsze rozmiłowana w przyszłym jego talencie; dostał już małe wprawdzie, ale bliskie, jak mówią, wielkiego ołtarza miejsce; koledzy wróżą mu świetną karjerę; tymczasem wysługuje się, bawi swoim kosztem wielkich panów, zawraca oczy przy wielkich paniach, wpisuje się do najsuciej oprawionych sztambuchów i nie kłania dawnym znajomym, którzy bez rękawiczek chodzą. Trudno mi sprawiedliwie rozsądzić, o ile ja się do tego nieszczęśliwego szczęścia przyłożyłam, to wiem jedynie, że mię przykład Edmundka wielkiej ostrożności nauczył. Mam obok siebie serdeczne, jak pociecha w smutku, a śliczne i wesołe jak radość przy powitaniu dziecię; nieraz chciałabym je upieścić, do serca przytulić, w czarne oczy ucałować, ale jakkolwiek Białą Różą i królową jestem, nie pozwalam sobie na takie objawy czułości. Gdyby znów dziecię owo zbudziło się przedwczesnym młokosem?... czuję, żebym daleko dłużej, daleko boleśniej żałowała go, jak wszystkich razem Edmundów. Ale nie, nigdy do tego nie przyjdzie, Kazimiero; żadnem słowem, żadnem spojrzeniem nie zamącę wyobraźni naszego Morysia. Niech sobie rośnie bez troski, bez życzeń niespokojnych, bez wymagań zuchwałych. Podoba mi się dzisiaj, podoba takim, jakim jest dzisiaj, ale któż mi zaręczy, że z „pazia“ giermek, z giermka rycerz godny mej barwy się wykształci? Może jemu całe życie być paziem, dziecięciem, pieszczotką? W todze lub kirysie, czyż pan Maurycy zastąpi tego Morysia, co na moje skinienie biegnie, zatrzymuje się, powraca, w oczy mi patrzy i życzenia zgaduje? Czasem to mój trubadur — sadzam go pod światłem lampy alabastrowej, a w lecie